sobota, 7 lipca 2018

I can

Moim zdaniem koń to właściwe zwierzę - 600 kg napiętych mięśni, mocy i wdzięku między nogami to coś, czego nie można oczekiwać od chomika

Ktokolwiek to powiedział - miał rację.
Odnalazłam w końcu coś co kocham, czemu pragnę się poświęcać i co sprawia mi niesamowitą przyjemność. Jeździectwo to nie tylko sport... Ta pasja nie kończy się po godzinny treningu, kiedy to odprowadzisz konia do stajni, rozsiodłasz go i pojedziesz do domu. Tak się po prostu nie da. Jedziesz do domu i już tęsknisz za tym miejscem, gdzie w końcu niczym nie musisz się przejmować. Za każdym razem wracasz do domu coraz bardziej podekscytowana i coraz bardziej Cię to pochłania.


Jazda konna to piękny sport, ale nie dla każdego. Tu nie wystarczy kupa forsy i dobry sprzęt, tym nie zdobędziesz zaufania konia, a o to właśnie chodzi. O bycie w harmonii z koniem, ale również z samym sobą. Może być tak, że praca z koniem wypełni dużą część Twojego życia, ale prawda jest taka: żeby czuć prawdziwą satysfakcję, musisz robić to, co uważasz za wspaniałe. Musisz kochać to co robisz. Nie można pozwolić na to, aby cudze opinie były ważniejsze niż Twój własny, wewnętrzny głos. Każdy ma wzloty i upadki, ale po każdym upadku trzeba się podnieść i zacząć jeszcze raz, i znowu, i tak w kółko. Większość ludzi za szybko się poddaje i traci coś ważnego, traci cząstkę swojej duszy, która uwierzyła... Kiedy przegrywasz - przechodzisz próbę wiary, wiary w samego siebie, w swoje możliwości. Czasami musisz zacząć od nowa, a to wymaga odwagi. Wiem, że się boisz, ale nie możesz. Strach zabija marzenia. Może powstrzymać Cię od czegoś, co jesteś w stanie zrobić, ale sparaliżuje Cię na tyle, że odpuszczasz. Tu nie ma wymówek. Musisz przestać mówić "NIE".

Trudno jest porozumieć się nie używając słów. Kluczem jest wiara w siebie, wiara w sukces, wiara w marzenia. Ale jak w każdym sporcie, efektów nie zobaczysz po kilku dniach. Tu potrzeba cierpliwości, nawet większej niż gdzie indziej. Jednak w końcu dostrzeżesz zmiany, nie tylko w treningach. Dostrzeżesz zmiany w samym sobie. Koń nie tylko uczy Cię cierpliwości, odpowiedzialności, czy pokory. On wydobywa z Ciebie to co najlepsze - na placu jak i poza nim. Ze mną tak było. Uczę się nie tylko jak być lepszym jeźdźcem, ale także jak być lepszym człowiekiem. Założę się, że konie nie zmienią tylko Ciebie, ale również Twój światopogląd. Zaczniesz doceniać świat wokół siebie, kiedy będziesz przebywać z tym zwierzęciem. Wystarczy tylko trochę poświęcenia...
W swoim otoczeniu mam ludzi, którzy nie uważają jeździectwa za sport. Nawet nie staram się ich przekonać jak jest naprawdę, ponieważ tego nie da się zrozumieć. To trzeba poczuć...




Pamiętaj, sam bierzesz odpowiedzialność za swoje życie, a ono nie jest nielimitowane. Rób to, co kochasz, a będziesz czerpał z tego prawdziwą satysfakcję. Jeśli jeszcze tego nie znalazłeś, szukaj dalej i nie przestawaj.

poniedziałek, 7 maja 2018

Moja bardzo wielka wina


 Mówią, że nie możesz być jednocześnie dobrym i złym, ładnym i brzydkim, czarnym i białym. A gdybym powiedziała Ci, że tkwi w Tobie kat i skazaniec? Morderca i ofiara? Że mieszkają w Tobie dwie, zupełnie różne osoby? Uwierzyłbyś mi na słowo, czy szukał dowodów? Pewnie to drugie, ale wcale się nie dziwię. Do niedawna sama myślałam, że to niedorzeczne. Wrócę jednak do tematu... W każdym kraju, wieku, w każdej warstwie społecznej mamy do czynienia z trzema typami ludzi: katem, skazańcem i obserwatorem. Moje porównanie może wydawać się zbyt śmiałe, ale tak właśnie wygląda życie. Odgrywamy jedną z trzech ról. Gnębimy, jesteśmy gnębieni i nie zwracamy uwagi na fakt, że innym także dzieje się krzywda. Patrzymy na drastyczne sceny, a potem machamy ręką, bo przecież nas to nie dotyczy. Czy aby na pewno?
Zaczynałam jako ofiara. Szłam ze spuszczoną głową, kuląc się przed moimi oprawcami. Czułam się inna. Nie... Byłam inna. Przynajmniej tak mi wszyscy wmawiali. Śmiali się ze mnie, na każdym kroku szydzili, obgadywali. Jako mała, bardzo wrażliwa dziewczynka czułam się tak jakbym każdego dnia dostawała jedno uderzenie w brzuch. Wszystko czułam ze zdwojoną siłą, ale zawsze nadstawiałam drugi policzek. Aż nagle świat zaczął wzbudzać we mnie strach. Zdecydowanie zbyt często sprawiał mi ból. Codziennie łkałam cicho w poduszkę. Cierpiałam tak bardzo jak tylko może cierpieć dziecko z podstawówki. Próbowałam zbudować mur, który odgrodził by mnie od tych wszystkich niesprawiedliwości, ale na próżno. Ludzie potrafili zniszczyć go w kilka minut. Moja odporność spadła na samo dno, a ja nie miałam siły, żeby się podnieść. Marnowałam energię na analizowanie różnych taktyk, ale każda próba defensywy kończyła się niepowodzeniem. W końcu przestałam walczyć. Byłam bez duszy, bez serca... Powoli nadchodził spokój. Zaczęłam dochodzić do siebie, wróciłam do formy. Kiedy już podniosłam się na tyle, by ujrzeć promienie słońca w czarnej dziurze, która pozostała po utracie serca, wykiełkowało jedno uczucie – nienawiść. Skierowana była do wszystkich ludzi, którzy sprawiali, że cierpiałam. A wraz z nią narodziło się jeszcze jedno – chęć zemsty.
Kroczyłam niebezpieczną ścieżką pełną zła, które wypełniło moją czarną dziurę. Nigdy nie spodziewałabym się, że stanę się czymś, czego tak bardzo nienawidziłam. Cóż... Nigdy nie mów nigdy. Przyznam szczerze, że chyba na moment straciłam nad sobą kontrolę, ale wystarczyła tylko chwila, abym stała się potworem. Złość kumulowała się we mnie tak długo i z taką intensywnością, że w końcu musiała wybuchnąć. Niestety, promieniowanie było tak silne, że skrzywdziłam wszystkich, których kocham, a nawet tych, których wtedy nie kochałam. Robiłam niewinnym ludziom dokładnie to samo, co mój kat kilka lat wcześniej. Zabijałam ich od środka, znęcając się nad nimi. Sprawiłam, że ich serca umarły, tak jak niegdyś moje. Stałam się mordercą. Nie, nie przesadzam. Zniszczyłam zarówno ich wiarę w siebie jak i samoocenę. Teraz przeze mnie płakali po nocach. Teraz ja byłam ich najgorszym koszmarem. Niechętnie wspominam ten okres. Mało tego, wstydzę się go. Chciałabym zapomnieć o jego istnieniu, ale nie wymarzę tego z mojej pamięci. Co się stało, to się nie odstanie, nawet jeśli bardzo tego chcemy. A wiem, że każdy z nas ma taki rozdział w swoim życiu, którego chciałby się pozbyć.
Jednak te wszystkie rzeczy, które mnie spotkały, a które potem robiłam innym ludziom, sprawiły, że weszłam w najbardziej nieczułą rolę – rolę obserwatora. To nagromadzenie ludzkiego nieszczęścia sprawiło, że przestałam wierzyć, że jeszcze będzie pięknie. Przyszła obojętność. Nosiłam ją w sercu, jednocześnie serca nie posiadając. Taki absurd. Patrzyłam na wszystkie niesprawiedliwości tego świata z pokerową miną, nie zdradzając, nawet na chwilę, żadnego wzruszenia. Już nie mam uczuć. Życie wydobyło ze mnie wszystko co miałam, choć skończyłam dopiero siedemnaście lat. Śmiesznie brzmi, prawda? Ale czy jest sens być człowiekiem, gdy pozbędziesz się uczyć? Nie umiem kochać. Nie potrafię się tego nauczyć, więc po co w ogóle próbować? Przy każdej próbie zadaję innym ból, chociaż tego nie chcę. Tylko oddychać i trwać - tyle mi pozostało.

Żyjemy w trudnych czasach. Pogoń za pieniędzmi, ciągła chęć bycia najlepszym. Niech nie zwodzą Was kolorowe sukienki, czy garnitury wyprasowane w kancik – każdy z nas jest żądny krwi. Jesteśmy w stanie zabić, aby osiągnąć swój cel, choć nikt z nas nie przyzna się do swojej mrocznej strony. Ale takie jest życie... Aby je poznać, musimy odegrać każdą z narzuconych nam ról. Powinniśmy wiedzieć jak czuje się człowiek, który stracił wszelką nadzieję w ludzkość i upadł na samo dno. Powinniśmy, choćby przez chwilę, poczuć się jak królowie świata i móc skazywać innych na ścięcie. A przede wszystkim powinniśmy obserwować innych i uczyć się na ich błędach. W tych ciężkich czasach bardzo rzadko człowiek człowiekowi człowiekiem. Nieustannie ze sobą walczymy, ale może warto usiąść i porozmawiać? Dać sobie czas na refleksję. Poczuć, czym jest szczęście. Nie potrzebujemy do tego drogiego wozu, czy apartamentu na Manhatanie. Potrzebujemy miłości drugiego człowieka, to wszystko. Tak dużo, a jednocześnie tak niewiele. 

czwartek, 29 marca 2018

Imperfect

 
Brakuje mi wcięcia w talii. Brakuje mi długich nóg. Brakuje mi idealnych wymiarów i nieskazitelnej cery. Brakuje mi pewności siebie. Brakuje mi przyjaciół. Brakuje mi motywacji i zapału. Brakuje mi pasji. Brakuje mi manier i dobrego zachowania. Brakuje mi zaufania. Brakuje mi szacunku do ludzi. Brakuje mi modnych ciuchów i drogich butów. Brakuje mi dobrych ocen. Brakuje mi miłości. Brakuje mi... Czego Ci, tak naprawdę, nie brakuje, dziewczyno? 


Świat pędzi nieubłaganie ku samozagładzie. Karmieni obrazami idealnego życia, niszczymy wszystko wokół tylko dlatego, aby po to życie sięgnąć. Nie obchodzą nas skutki naszego zachowania, liczą się efekty. Brakuje mi... Nie, nam. Brakuje nam własnego rozumu. Dajemy się omamić. Stajemy się marionetkami w rękach technologii, którą przecież sami stworzyliśmy. Miało być tak pięknie... Wszystko szło po naszej myśli. Kto, dwadzieścia lat temu, w ogóle pomyślałby o rzeczach, które dziś mamy na porządku dziennym? Zapewne nazwalibyśmy tego człowieka szaleńcem. Dziś nie pytamy „czy nam się uda?”, ale „kiedy nam się uda?”. Jesteśmy w stanie dotknąć gwiazd, ale nasze kompleksy, jak kula u nogi, trzymają nas na ziemi.

Czy to, że nie mam długich nóg i wcięcia w talii powinno zaważyć na tym jak przeżyję swoje życie? Czy to, że nie wyglądam jak modelka z okładki „Vouge'a” ma być powodem, dla którego będę później żałować rzeczy, których nie zrobiłam? Czy to, że brak mi drogich ciuchów sprawia, że jestem mniej warta? Skłamię, jeśli powiem, że nigdy nie chciałam być doskonała. Kto nie chciał? Zawsze chciałam udowodnić całemu światu, że jestem najlepsza. Tylko, po co? Wcale nie jestem nikim wyjątkowym. Jestem zwyczajną dziewczyną. Mam trochę ponad metr sześćdziesiąt wzrostu i jestem przeciętna pod każdym względem. Nie umiem przenosić gór, ale robię to, co kocham i chcę się tym dzielić z innymi. Mam przy sobie ludzi, którzy kochają mnie taką jaką jestem. Nawet z tymi całymi usterkami i pomyłkami. Dla nich i tak jestem wspaniała.

Każdy może się pomylić, albo popełnić jakiś błąd. Mówi się trudno. Każdy z nas ma swoje granice, lęki, słabości, gorsze dni. Trzeba je przezwyciężać. Trzeba pokazywać, że każdego dnia jest się lepszą wersją siebie. Trzeba udowadniać innym, że chcieć to móc i nie ma rzeczy niemożliwych. Ludzie boją się zrobić krok w nieznane, więc czasem musimy im pomóc. Musimy pokazać, że braki nam w niczym nie przeszkadzają, nie ograniczają nas. Nie liczą się. Nie liczą się ani dla mnie, ani dla Ciebie, ani dla pani spod czwórki. Liczy się to co masz w środku. Liczy się to jaki jesteś i ile z siebie dajesz. Nie bój się tego, czego pragniesz. Nie bój się tego, o czym marzysz, bo jeśli nie marzysz w ogóle to nic nie osiągniesz. Tylko od Ciebie zależy jaką drogą pójdziesz. Łatwą, ale zakończoną niczym konkretnym, czy trudną i ciężką, ale z rajem na końcu?

piątek, 9 marca 2018

Dar czy przekleństwo?

  My, Wrażliwcy, wszystko przeżywamy bardziej. Dostrzegamy znaki, gesty, słowa, na które przeciętny człowiek nie zwróciłby uwagi. Widzimy więcej. Coś więcej niż tylko kolejny dzień w szkole. Więcej niż zwykłe spotkanie z przyjaciółmi. Więcej niż rodzinny spacer z ukochanym psem. Przeżywamy stany wielkiego uniesienia lub absolutnej rozpaczy. Świat rozumiemy jak mało kto...
   Chodzimy po Ziemi od dawna, grupa nasza liczna, ale nie tak łatwo nas zidentyfikować. Posiadamy bowiem pewną super moc. Sztukę kamuflażu opanowaliśmy do perfekcji i bardzo często z niej korzystamy, gdyż nie lubimy, kiedy zwraca się na nas zbytnią uwagę. Czujemy się wtedy jak dzikie zwierzęta zamknięte w klatkach, nieokiełznane, niebezpieczne dla świata. Może i tacy jesteśmy? Poprzez chłonięcie wszystkiego, co wokół, poprzez przetwarzanie przez siebie każdego dźwięku, każdego obrazu, mamy wgląd w głębszy poziom rzeczywistości. Nieprzewidywalne istoty, które widzą więcej niż zwykli ludzie. Może faktycznie powinni się nas bać?

Lato wróć

   Być Wrażliwcem to prawie jak być super bohaterem. Nie muszę słyszeć słów, żeby wiedzieć, co się o mnie myśli. Doskonale wiem, kiedy ktoś, kto jest dla mnie miły uważa mnie za wroga, albo odwrotnie - kiedy przykrościami próbuje przekazać troskę. Wiem, że słowami można dotykać nawet czulej niż dłońmi. Widzę więcej kolorów i wiem, że niebo w poszczególnych regionach świata ma inny odcień. Powiesz: „Przecież to tylko niebo. Wszędzie jest takie samo." Naprawdę nie zauważasz tego, że w Londynie jest ciemniejsze niż w Paryżu? A dźwięki... Ach, te cudowne dźwięki. Wiem, kiedy deszcz spada z nieba ze szczęścia, a kiedy złości się na ludzi. Wiem, kto wchodzi po schodach, potrafię rozpoznać go po krokach. Wiem również, kiedy ktoś płacze cicho w poduszkę, tak, żeby nikt nie słyszał. Ale ja słyszę... Wiem, że cierpisz. Ja też cierpię. Bo bycie Wrażliwcem to nie tylko dar, to także przekleństwo. 
   Nawet nie wiem, kiedy zostałam Wrażliwcem. To stało się nagle i nieoczekiwanie. Życie zmieniło mnie bezpowrotnie. Czasami mam wrażenie, że mieszkają we mnie dwie zupełnie różne osoby i w każdej chwili mogę się rozpaść. Tak jak zauważam piękne sprawy, tak widzę cały syf, którego ludzie nie zauważają. Świat budzi we mnie strach. Zdecydowanie zbyt często sprawia mi ból, żebym była dla niego dobra. Nauczył mnie odpychać ludzi, by nie mogli mnie zranić. Przez nich czuję się jak mała zagubiona dziewczynka. W jedną minutę potrafią zniszczyć mur, który budowałam tak długo. Odporność upadła na samo dno, przez co boli mnie każda zła rzecz, każda niesprawiedliwość. Marnuję energię na rozdrapywanie, rozpamiętywanie i analizowanie. Zdarza się tak, że jedyne czego chcę, to zwinąć się w kłębek i zniknąć. Na szczęście istnieje dla nas wybawienie. Sen. Jest naszym azylem, drugim, lepszym życiem. A po śnie... Budzisz się i przestajesz wierzyć, że jeszcze będzie pięknie. Przychodzi obojętność. Jest tak silna, że czujesz się jakbyś umierał. Jesteś bez duszy, bez serca. A potem spokój... Dochodzisz do ładu, nabierasz siły. Nawet udaje Ci się pogadać z chłopakiem, który uśmiechał się do Ciebie na korytarzu za każdym razem jak go mijałaś. Wszystko wydaje się wracać do normy, cieszysz się z małych rzeczy, żyjesz. Aż do chwili, kiedy Twoje wyczulone zmysły znów zaczynają działać. I wtedy wszystko zaczyna się na nowo...


wtorek, 27 lutego 2018

Dlaczego ludzie się poddają?

Czyli czego powinieneś się wystrzegać, decydując się na jakiekolwiek postanowienia...




1. Oczekują szybkich rezultatów.
 Zgubić 10 kg w miesiąc? Pierwszy półmaraton przebiec w godzinę i dziesięć minut? A może chcesz, aby Twój blog po dwóch tygodniach miał ponad tysiąc obserwatorów? Zakładamy sobie cele niemożliwe do osiągnięcia w krótkim okresie, a później dziwimy się, że nam nie wyszło i porzucamy wszystko. To nie są głupie pomysły. Wszystko jest do zrealizowania, ale dajmy sobie trochę czasu. Wytrwałość się opłaca, zapewniam. 

2. Przestają w siebie wierzyć.
 Podejmując się czegoś mamy pełno zapału, prawda? Tysiąc myśli na minutę, a po chwili... wątpliwości. Czy dobrze się do tego zabieram? Czy to ma być tak? A może to nie dla mnie? Na pewno mi to nie wyjdzie. Wszystko zepsuję. Hola, hola... Więcej wiary w siebie, moi drodzy. To podstawa.

3. Myślą tylko o swych błędach.
 Ilu z was rezygnowało z czegoś, twierdząc, że się do tego po prostu nie nadaje? Zauważamy zawsze to, co najgorsze. A gdzie pozytywy? Gdzie nasze postępy? Na pewno jest tego wiele, wystarczy to dostrzec. Nie mamy problemów ze znajdywaniem zalet w innych, więc czemu z nami samymi miałoby być inaczej?

4. Wierzą w swe słabości.
Nie możemy być we wszystkim najlepsi. Tak się po prostu nie da. Skupmy się na dwóch, trzech rzeczach, w których chcemy się spełniać. Reszta ma być tylko dodatkiem. A to, że coś nam nie wychodzi to przecież nie koniec świata. Nasze słabości powinny być dodatkową motywacją, a nie czymś co nas ogranicza.

5. Boją się porażki bardziej niż chcą sukcesu. 
 Coś na pocieszenie. Gdy upadniesz zawsze możesz się potem podnieść. A kto nie chciałby stanąć na samym szczycie, spojrzeć na tych wszystkich idiotów z góry i z pełną satysfakcją pokazać im środkowy palec, śmiejąc się? Bo ja bym chciała i jestem pewna, że nie tylko ja jedna. Nadal nie przekonałam Cię do tego, że sukces jest wart kilku porażek? Zostań dłużej, na pewno się dogadamy.

6.Myślą, że tylko oni mają ten problem.
 Nie zrozumcie mnie źle, ale wiecie jakie to zabawne, kiedy trzy różne osoby mi się wyżalają i przychodzą z tym samym na dodatek twierdząc, że tylko one mają ten problem? Nie myślcie sobie, że problemy ludzi mnie śmieszą, o nie. Jednak takie sytuacje są komiczne. Myślicie, że nie wiem jak to jest mieć problem ze zgubieniem kilku kilogramów, albo wprowadzeniem zdrowej diety w życie (to tylko przykłady)? Wiele osób ma te same problemy i warto z nimi pogadać. Może staniecie się swoją wzajemną motywacją, kto wie.

7. Użalają się nad sobą.
 Tego chyba nie muszę rozwijać. Wszyscy chyba doskonale wiemy na czym to polega i czym grozi. Dodam tylko, że użalanie się na sobą nie jest złe, ale z umiarem, błagam.

8. Widzą porażkę jako sygnał odwrotu. 
 "O nie, zjadłam ciastko. Moja dieta straciła sens. Rzucam wszystko." - kiedyś właśnie tak reagowałam i w sumie żadna dieta nie trwała dłużej niż dwa tygodnie. Jesteśmy tylko ludźmi, miewamy gorsze dni, a co jest najlepsze na gorsze dni? Słodycze! Nie mam na myśli obżarstwa, ale kostka czekolady jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Wliczmy ją do swojego dziennego zapotrzebowania kalorii, a w zamian za to nie jedzmy kolacji. I co? Problem rozwiązany. (To się tyczy nie tylko diety. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi.)

9. Myślą, że mają coś do stracenia. 
 Wait... Jednak mamy coś do stracenia. Wiecie co? Jeśli się poddamy nie będzie dane nam zobaczyć jacy byśmy byli zajebiści, gdyby nie nasze słabości.

10. Porzucają swe talenty.
 Jeśli mama, tata, dziadek, babcia, ciotka, nauczycielka, pani ze spożywczaka i ksiądz mówią, że masz talent to musi coś w tym być. Czemu by nie spróbować i go nie rozwinąć? Może coś z tego będzie? W końcu nie masz nic do stracenia! (patrz punkt 9)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia