poniedziałek, 7 maja 2018

Moja bardzo wielka wina


 Mówią, że nie możesz być jednocześnie dobrym i złym, ładnym i brzydkim, czarnym i białym. A gdybym powiedziała Ci, że tkwi w Tobie kat i skazaniec? Morderca i ofiara? Że mieszkają w Tobie dwie, zupełnie różne osoby? Uwierzyłbyś mi na słowo, czy szukał dowodów? Pewnie to drugie, ale wcale się nie dziwię. Do niedawna sama myślałam, że to niedorzeczne. Wrócę jednak do tematu... W każdym kraju, wieku, w każdej warstwie społecznej mamy do czynienia z trzema typami ludzi: katem, skazańcem i obserwatorem. Moje porównanie może wydawać się zbyt śmiałe, ale tak właśnie wygląda życie. Odgrywamy jedną z trzech ról. Gnębimy, jesteśmy gnębieni i nie zwracamy uwagi na fakt, że innym także dzieje się krzywda. Patrzymy na drastyczne sceny, a potem machamy ręką, bo przecież nas to nie dotyczy. Czy aby na pewno?
Zaczynałam jako ofiara. Szłam ze spuszczoną głową, kuląc się przed moimi oprawcami. Czułam się inna. Nie... Byłam inna. Przynajmniej tak mi wszyscy wmawiali. Śmiali się ze mnie, na każdym kroku szydzili, obgadywali. Jako mała, bardzo wrażliwa dziewczynka czułam się tak jakbym każdego dnia dostawała jedno uderzenie w brzuch. Wszystko czułam ze zdwojoną siłą, ale zawsze nadstawiałam drugi policzek. Aż nagle świat zaczął wzbudzać we mnie strach. Zdecydowanie zbyt często sprawiał mi ból. Codziennie łkałam cicho w poduszkę. Cierpiałam tak bardzo jak tylko może cierpieć dziecko z podstawówki. Próbowałam zbudować mur, który odgrodził by mnie od tych wszystkich niesprawiedliwości, ale na próżno. Ludzie potrafili zniszczyć go w kilka minut. Moja odporność spadła na samo dno, a ja nie miałam siły, żeby się podnieść. Marnowałam energię na analizowanie różnych taktyk, ale każda próba defensywy kończyła się niepowodzeniem. W końcu przestałam walczyć. Byłam bez duszy, bez serca... Powoli nadchodził spokój. Zaczęłam dochodzić do siebie, wróciłam do formy. Kiedy już podniosłam się na tyle, by ujrzeć promienie słońca w czarnej dziurze, która pozostała po utracie serca, wykiełkowało jedno uczucie – nienawiść. Skierowana była do wszystkich ludzi, którzy sprawiali, że cierpiałam. A wraz z nią narodziło się jeszcze jedno – chęć zemsty.
Kroczyłam niebezpieczną ścieżką pełną zła, które wypełniło moją czarną dziurę. Nigdy nie spodziewałabym się, że stanę się czymś, czego tak bardzo nienawidziłam. Cóż... Nigdy nie mów nigdy. Przyznam szczerze, że chyba na moment straciłam nad sobą kontrolę, ale wystarczyła tylko chwila, abym stała się potworem. Złość kumulowała się we mnie tak długo i z taką intensywnością, że w końcu musiała wybuchnąć. Niestety, promieniowanie było tak silne, że skrzywdziłam wszystkich, których kocham, a nawet tych, których wtedy nie kochałam. Robiłam niewinnym ludziom dokładnie to samo, co mój kat kilka lat wcześniej. Zabijałam ich od środka, znęcając się nad nimi. Sprawiłam, że ich serca umarły, tak jak niegdyś moje. Stałam się mordercą. Nie, nie przesadzam. Zniszczyłam zarówno ich wiarę w siebie jak i samoocenę. Teraz przeze mnie płakali po nocach. Teraz ja byłam ich najgorszym koszmarem. Niechętnie wspominam ten okres. Mało tego, wstydzę się go. Chciałabym zapomnieć o jego istnieniu, ale nie wymarzę tego z mojej pamięci. Co się stało, to się nie odstanie, nawet jeśli bardzo tego chcemy. A wiem, że każdy z nas ma taki rozdział w swoim życiu, którego chciałby się pozbyć.
Jednak te wszystkie rzeczy, które mnie spotkały, a które potem robiłam innym ludziom, sprawiły, że weszłam w najbardziej nieczułą rolę – rolę obserwatora. To nagromadzenie ludzkiego nieszczęścia sprawiło, że przestałam wierzyć, że jeszcze będzie pięknie. Przyszła obojętność. Nosiłam ją w sercu, jednocześnie serca nie posiadając. Taki absurd. Patrzyłam na wszystkie niesprawiedliwości tego świata z pokerową miną, nie zdradzając, nawet na chwilę, żadnego wzruszenia. Już nie mam uczuć. Życie wydobyło ze mnie wszystko co miałam, choć skończyłam dopiero siedemnaście lat. Śmiesznie brzmi, prawda? Ale czy jest sens być człowiekiem, gdy pozbędziesz się uczyć? Nie umiem kochać. Nie potrafię się tego nauczyć, więc po co w ogóle próbować? Przy każdej próbie zadaję innym ból, chociaż tego nie chcę. Tylko oddychać i trwać - tyle mi pozostało.

Żyjemy w trudnych czasach. Pogoń za pieniędzmi, ciągła chęć bycia najlepszym. Niech nie zwodzą Was kolorowe sukienki, czy garnitury wyprasowane w kancik – każdy z nas jest żądny krwi. Jesteśmy w stanie zabić, aby osiągnąć swój cel, choć nikt z nas nie przyzna się do swojej mrocznej strony. Ale takie jest życie... Aby je poznać, musimy odegrać każdą z narzuconych nam ról. Powinniśmy wiedzieć jak czuje się człowiek, który stracił wszelką nadzieję w ludzkość i upadł na samo dno. Powinniśmy, choćby przez chwilę, poczuć się jak królowie świata i móc skazywać innych na ścięcie. A przede wszystkim powinniśmy obserwować innych i uczyć się na ich błędach. W tych ciężkich czasach bardzo rzadko człowiek człowiekowi człowiekiem. Nieustannie ze sobą walczymy, ale może warto usiąść i porozmawiać? Dać sobie czas na refleksję. Poczuć, czym jest szczęście. Nie potrzebujemy do tego drogiego wozu, czy apartamentu na Manhatanie. Potrzebujemy miłości drugiego człowieka, to wszystko. Tak dużo, a jednocześnie tak niewiele. 

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia